„Wzajemne postrzeganie oraz współpraca między społeczeństwami w dużym stopniu uniezależniły się od politycznego klimatu”
Rozmowa DIALOGU z Simoną Koß, nową przewodniczącą Federalnego Związku Towarzystw Niemiecko-Polskich i deputowaną do Bundestagu z Brandenburgii
Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy w numerze 142 z lutego 2023 roku polsko-niemieckiego magazynu DIALOG
W październiku 2022 roku została Pani wybrana na stanowisko nowej przewodniczącej Federalnego Związku Towarzystw Niemiecko- Polskich. Skąd się wzięło Pani zainteresowanie Polską i relacjami polsko-niemieckimi?
Moi rodzice pochodzą ze Śląska i Górnego Śląska, stąd też za- interesowanie krajem naszego sąsiada znam od kołyski. Z drugiej strony, moje powiązania z Polską wynikają z faktu, że w nadodrzańskim regionie przygranicznym Märkisch-Oderland jestem u siebie i tutaj od 2008 roku pracowałam w szkole specjalnej w Seelow na stanowisku dyrektora. Wtedy też zebrałam pierwsze doświadczenia podczas polsko-niemieckiej współpracy w zakresie oświaty. Ze strony polskiej otrzymaliśmy za- pytania o projekty z obszaru kultury skierowane do uczniów z dysfunkcjami, które to następnie wspólnie realizowaliśmy. Było to cenne doświadczenie, także dla regionu przygranicznego, gdyż te grupy nie są zwykle grupą docelową projektów dwustronnych. Jako pedagog specjalny wciąż pragnę podkreślać rolę aktywnej wymiany w procesie integracji. Sztuka, muzyka i taniec zmieniły postawę uczniów z częstymi skłonnościami do stosowania przemocy i agresji sprawiając, że stali się bardziej otwarci na świat.
Ponadto działałam w zarządzie Stowarzyszenia Zamek Trebnitz, Centrum Edukacji i Spotkań i tam również pracowałam z młodzieżą. Trebnitz specjalizuje się w temacie współpracy polsko-niemieckiej. Wielokrotnie obserwowałam, jak wiele przyjaźni zawiązało się między młodymi ludźmi z Niemiec i Polski, ale przede wszystkim, jak ważna jest nauka języka są- siada. W ramach szeregu projektów mocno promowaliśmy ten obszar działalności, a nawet zainicjowaliśmy polsko-niemiecki projekt edukacyjny.
Wszystkie te doświadczenia wykorzystałam następnie w mojej pracy na płaszczyźnie polityki lokalnej, z powodzeniem realizując wspólne inicjatywy z polskimi partnerami. Udało nam się na przykład ocalić przeznaczony do rozbiórki kościół w miejscowości Prädikow, zakładając tam polsko-niemieckie przedszkole, do którego uczęszczają teraz dzieci z obu krajów. Zainicjowaliśmy także polsko-niemiecki festiwal ziół, który konsekwentnie organizujemy już od ośmiu lat. Dalsze projekty w przygotowaniu!
W ciągu minionych 30 lat wizerunek Polski w Niemczech uległ licznym przeobrażeniom, podobnie jak relacje dwustronne. A jak wygląda sytuacja w regionie przygranicznym? Jak ocenia Pani stosunki polsko-niemieckie z perspektywy swoich doświadczeń związanych z obszarem przygranicznym?
Jeśli chodzi o wielką politykę, to w przeciągu ostatnich 30 lat te stosunki z pewnością o wiele bardziej się zacieśniły. Oczy- wiście, były i nadal są wzloty i upadki, które mają wpływ na postrzeganie sąsiada w wymiarze medialnym i społecznym. Ale jestem zdania, że przestrzenie mediów i społeczeństwa nie są już tak ściśle ze sobą powiązane jak jeszcze dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Wzajemne postrzeganie oraz współpraca między społeczeństwami w dużym stopniu uniezależniły się od politycznego klimatu. Odzwierciedla to także sytuację w regionie przygranicznym. Tego typu regiony dobrze współpracują na płaszczyźnie społeczeństwa obywatelskiego niezależnie od partii politycznych, ponieważ w centrum uwagi zazwyczaj pojawiają się pytania: Co konkretnie możemy zrobić dla ludzi? Co udało nam się już wdrożyć? Co powinniśmy intensywniej rozwijać?
Jeśli chodzi o postrzeganie Polski, to na podstawie własnych obserwacji poczynionych w powiecie Märkisch-Oderland mogę powiedzieć, że wiele osób czasami z lekką zazdrością patrzy na polski region przygraniczny, ponieważ rozwój gospodarczy po- stępuje tam szybciej. Powstały tam duże obszary przemysłowe ze specjalnymi strefami ekonomicznymi, przyciągającymi wielu inwestorów. Wiele dzieje się także w zakresie rekreacji, edukacji, kultury oraz rozbudowy tras rowerowych – wystarczy tu wspomnieć o wspaniałych ścieżkach dla rowerzystów w Bogdańcu. Po stronie niemieckiej – przynajmniej w moim okręgu wyborczym – dominuje wielkie uznanie wobec sukcesów Polski od czasów transformacji z lat 90., a także podziw wobec standardu życia, który wypracowali sobie Polacy. Obecnie wielu Polaków prze- prowadza się także do naszego regionu. Mamy już wiele polskich dzieci w żłobkach, przedszkolach i szkołach, a ludność w regionie przygranicznym ulega coraz większemu wymieszaniu. Z drugiej strony obserwujemy, że również coraz więcej Niemców przenosi się do pracy w Polsce. Tak więc dawno minęły już czasy, kiedy polski region przygraniczny kojarzył się tylko z tanią benzyną i zakupami w polskich marketach.
W kontekście politycznym relacje dwustronne stoją przed wieloma wyzwaniami. Które z nich, Pani zdaniem, będą miały szczególne znaczenie w najbliższej przyszłości?
Jako polityk zajmującej się kulturą bardzo zależy mi na tym, aby więcej inwestować w wymianę w zakresie edukacji, kultury i społeczeństwa obywatelskiego, a szczególnie na zwiększeniu liczby spotkań w gronie młodego pokolenia. Na szczeblu politycznym musimy działać znacznie aktywniej i wspierać inicjatywy, które oddolnie ożywiają stosunki dwustronne. Ważnym tematem ciążącym obecnie na tych relacjach stanowi kwestia reparacji. Rząd federalny zajął wobec tej sprawy jasne stanowisko. Z punktu widzenia prawa temat reparacji jest już za- mknięty. Wielka szkoda, że Klub Parlamentarny Zjednoczona Prawica wykorzystuje go w kampanii wyborczej, co oczywiście może doprowadzić politycznie do ponownego oddalenia się od siebie Polaków i Niemców. Ale – i tutaj przypominam sobie dyskusje podczas naszego dorocznego kongresu w Rzeszowie „Sąsiedztwo w środku Europy” – my jako Niemcy moglibyśmy i powinniśmy zrobić o wiele więcej, aby w świadomości niemieckiej opinii publicznej silniej zakotwiczyć kwestię cierpie- nia zadanego Polakom podczas II wojny światowej. To część naszej historycznej odpowiedzialności.
Bundestag dostrzegł ten deficyt i w roku 2020 podjął decyzję w sprawie utworzenia w Berlinie „Miejsca pamięci i spotkań”. W jakiej fazie znajduje się obecnie ten projekt?
Na rok 2023 Bundestag zabezpieczył środki w budżecie, aby projekt mógł przejść do dalszej, konkretnej fazy planowania. Takich projektów nie realizuje się z dnia na dzień, wymagają one czasu. Poza planowanym „Miejscem pamięci” ma też po- wstać Centrum dokumentacji historii niemieckiej okupacji w Europie w latach 1939–1945, którego realizatorem ma być Niemieckie Muzeum Historyczne. Mamy więc do czynienia z dwoma powiązanymi ze sobą projektami. Podchodzimy do tego tematu z szerszej perspektywy, a ja towarzyszę temu procesowi w Komisji ds. kultury Bundestagu.
Nie jest, niestety, możliwe całkowite zadośćuczynienie za za- dane cierpienia. Natomiast jest możliwa odbudowa określonych gmachów o wartości symbolicznej, które zostały zniszczone przez Niemców, na przykład Pałacu Saskiego w Warszawie. Tutaj widzę też więcej możliwości ściślejszej współpracy na płaszczyźnie politycznej.
Kolejnym ważnym, ostatnio szeroko komentowanym w mediach zagadnieniem jest temat promocji języka. Bundestag zatwierdził właśnie po raz pierwszy w budżecie federalnym środki na promocję nauczania języka polskiego. Jak Pani to ocenia?
To bardzo ważna uchwała. Pokazuje drogę zbliżania się strony niemieckiej do polskiej także w tym zakresie. Polski rząd twierdzi, że za mało robimy na rzecz wspierania mieszkających tu Polaków lub też obywateli o polskich korzeniach. Edukacja w Niemczech podlega oczywiście głównie kompetencjom krajów związkowych, ale uchwałą o udostępnieniu środków rządu federalnego na rzecz promowania języka polskiego w Niemczech dajemy sygnał, że w tej kwestii chcemy zrobić więcej. Mam nadzieję, że wsparcie to bardziej zachęci kraje związkowe do działania, na przykład do zbadania zapotrzebowania na nauczanie języka polskiego w szkołach niemieckich. Jest to także dobry znak dla imigracji z Polski do Niemiec, gdyż wielu Polaków przenoszących się do Niemiec zauważy, że stwarzamy ich dzieciom możliwość pielęgnowania i rozwijania języka po- chodzenia. Dotyczy to również licznych małżeństw polsko-nie- mieckich, których dzieci są docelowo zachęcane do nauki języka polskiego dzięki tego typu ofertom językowym.
Być może dzięki promocji języka w przyszłości również więcej Niemców będzie się uczyło języka polskiego. Zwłaszcza w regionie przygranicznym mogłoby to być dużym atutem.
Edukacja kulturalna stanowi gwarant pokoju w Europie, pomaga zrozumieć perspektywę drugiego człowieka, wzbudza empatię. W polityce międzynarodowej kultura i edukacja to dwa niedoceniane czynniki dobrej współpracy. Jak ocenia Pani niemiecką politykę w odniesieniu do kultur edukacji w kontekście tworzenia kompetencji europejskich?
W pierwszym rzędzie możemy to osiągnąć właśnie za pośrednictwem języka. Nauka języka obcego oznacza przecież coś więcej niż tylko przyswajanie sobie obcych słów. W trakcie lekcji przekazuje się także to, co kryje się za językiem, a mianowicie kulturę i tradycję danego narodu. Z własnego doświadczenia wiem, jak ważne jest nauczanie interdyscyplinarne, na przykład łączenie lekcji języka z polityką, historią i geografią. Jest to szczególnie ważne zwłaszcza na pograniczu polsko-niemieckim. Jak już powiedziałam, mamy tam bazę, by stać się przykładem dwu- stronnej wspólnoty w znaczeniu europejskim. Aby stworzyć europejskie poczucie wspólnego „My”, nie wystarczą jednak edukacja i język. Wymagane jest także większe uwrażliwienie wobec „innego” człowieka, jego doświadczeń, trosk i życzeń. To krok prewencyjny wobec nacjonalizmu. W kontekście polsko-nie- mieckim oznacza to dla mnie potrzebę zwiększonego działania po stronie niemieckiej, aby uwrażliwić na tematy odgrywające dla Polaków szczególną rolę. W związku z tym szczególnie na poziomie szkolnym powinniśmy przede wszystkim przekazywać znacznie więcej informacji na temat, co oznaczała i nadal jeszcze oznacza II wojna światowa dla Polski.
Kolejnym tematem mającym obecnie wpływ na relacje dwustronne jest rosyjska agresja na Ukrainę. Czy postrzeganie tej wojny po stronie polskiej i niemieckiej przyczynia się do dalszego podziału czy też do większego zbliżenia obu społeczeństw?
Myślę, że ta straszna wojna wzywa Polaków i Niemców do ściślejszej współpracy. I tak też się dzieje, chociaż w mediach, w których przeważnie dominuje wielka polityka, nieczęsto pojawia się taki przekaz. Tutaj także warto spojrzeć na poziom gmin, gdzie podejmowane są bardzo konkretne działania. W moim okręgu wyborczym otrzymałam zapytanie ze strony dyrektora urzędu gminy, w jaki sposób nasza wspólnota mogłaby uczestniczyć w akcji wsparcia dla Ukrainy. My wszyscy, to znaczy kilka gmin urzędu Barnim-Oderbruch, byliśmy zgodni co do potrzeby wspólnego zaangażowania wraz z naszymi partnerami z Polski, którzy zainicjowali bardzo skuteczne akcje charytatywne. Tutaj, na tej niewielkiej przestrzeni, można było zatem doświadczyć myślenia w wymiarze europejskim.
Często słyszane w Polsce głosy krytyczne, jakoby Niemcy ro- bili zbyt mało dla Ukrainy, mijają się z rzeczywistością. Abstrahując od szerokich jak na warunki niemieckie dostaw broni do Ukrainy, Republika Federalna zrobiła bardzo wiele na płaszczyźnie humanitarnej, przyjmując na przykład duże grupy uchodźców. A w obliczu mroźnych temperatur i rosyj- skich ataków na ukraińską infrastrukturę musimy przygotować się na to, że na Zachód przybywać będą kolejni uchodźcy. Tym ludziom trzeba pomóc. Dla mnie ważne jest również to, że tu, w Niemczech stanowczo przeciwstawiamy się głosom, które w ocenie wojny odwracają role ofiar i sprawców lub też określają fale uchodźców z Ukrainy jako „turystykę społeczną”. Tego nie możemy tolerować.
Z niemieckiego przełożyła Aleksandra Rduch
Z Simoną Koß rozmawiali Basil Kerski i Arkadiusz Szczepański.